Wójcin w Powstaniu Wielkopolskim
Wójcin po Strzelnem– Folwark i duża wieś Wójcin, leżąca tuż nad granicą przy trakcie prowadzącym z Królestwa do Poznańskiego, stanowiły ważną placówkę niemieckiego „Grenzschutzu”. Załogę stanowiło tu 70 żołnierzy [ 34 ludzi – wg K. Rzepecki, Powstanie grudniowe w Wielkopolsce 27.12.1918, Poznań 1919, s. 128-136] należących organizacyjnie do kompanii strzelińskiej.
Polskim oddziałem ochrony miejscowej kieruje właściciel Wójcina, były porucznik armii niemieckiej, Włodzimierz Skrzydlewski. Niezmordowanie pracuje on nad przysposobieniem swego oddziału do czynnego wystąpienia i porachunku z zaborcą. Ćwiczenia odbywają się regularnie, a choć na razie bez broni, jednak wedle zasad wojskowych. Niemniej czynnym jest miejscowy proboszcz, ksiądz [Feliks] Skrzypiński, który wziął na siebie zadanie rozbudzenia i ugruntowania ducha narodowego. Komenda Genzschutzu choć pilnie śledzi poczynania tych patriotów, jednak czynnie na razie nie przeszkadza. Dowódcy oddziału wójcińskiego utrzymują stałą łączność ze Strażą Obywatelską w Wilczynie, położonym po drugiej stronie granicy, w Królestwie. Na jednym z tajnych zebrań postanowiono placówkę wójcińską rozbroić w noc Sylwestrową. Inicjatywę podejmują Kazimierz Taczanowski i Zalewski z Wilczyna. Z nastaniem zmroku przekradają się małe grupki powstańców wójcińskich poza kordon i dołączają do sformowanego oddziału w Wilczynie. Pod dzielnym kierownictwem sierżantów Starzeckiego i Michała Puczyńskiego spadają powstańcy około północy na strażnicę niemiecką i wszystkich żołnierzy rozbrajają. Zaskoczenie było tak sprawne, że wartownicy nie zdołali oddać jednego strzału. Sukces wypadu – to 4 ciężkie, 2 lekkie karabiny maszynowe, 70 karabinów ręcznych, 150 granatów i 27 000 sztuk amunicji. Karabiny maszynowe zabrali królewiacy i odstawili do Kalisza, karabiny ręczne i amunicję pochowali po domach powstańcy wójcińscy. Dnia 1 stycznia z rana przysłała niemiecka komenda ze Strzelna karną ekspedycję do Wójcina. Stanowcze wystąpienie Skrzydlewskiego spowodowało, że Niemcy odeszli z kwitkiem, a na przekroczenie graniczy i szukanie odwetu w Wilczynie się nie odważyli.
Zniesienia Grenzschutzu w Wójcinie było pierwszym zbrojnym czynem w powiecie strzelińskim i wywarło duży moralny wpływ na dalszy tok wypadków w powiecie.
O walkach w Strzelnie zostaje Wójcin zawiadomiony dnia 2 stycznia dopiero około godziny 17 i to wtedy, gdy centrala telefoniczna znajdowała się już w rękach polskich. Na zarządzony przez komendanta alarm stanęło 70 uzbrojonych mężczyzn gotowych do odmarszu. W pół godzinie nastąpił odjazd do Strzelna na czterech fornalkach. Wzruszający był moment, kiedy w mroku, przy świetle latarń przemówił do wyruszających ksiądz proboszcz Skrzypiński: „Idziemy tam gdzie nas woła obowiązek, gdzie nas woła Ojczyzna. Może nie wszyscy wrócimy do i dlatego mocą nadaną mi przez Chrystusa udzielam wszystkim rozwiązania ich grzechów. A jeśli który z nas trafi jeszcze dziś przed tron Boga, niech poprosi za nas wszystkich o zwycięstwo dla naszego oręża, o wolną Ojczyznę”. Wszyscy obecni pochylili głowy, aby ukryć łzami szklące oczy, jednak, choć niepokój targał niejedne piersi, żadna z żon i matek płaczem nie żegnała swego męża czy syna. A bohaterski kapłan pojechał wraz z powstańcami. Niestety trafiają już tylko na końcowe walki w Strzelnie. Część wójciniaków łączy się z oddziałami Cymsa, natomiast starsi, a mianowicie żonaci wraz ze swym dowódcą powracają po skończonej akcji do Wójcina, by okolicę zupełnie uprzątnąć od nieprzyjaciela.
Źródło: Franciszek Nowicki, Zarys historii wojennej 59-tego Pułku Piechoty Wielkopolskiej, Warszawa 1929, s 9-10.